Przeskocz do treści

Kolejny przystanek: কলকাতা

29/03/2012

No to jestem w Indiach. Nigdy mnie tu nie ciagnelo, a wrecz przeciwnie- nie sadzilam, ze kiedykolwiek sie tu znajde. Dopiero niedawno w mojej glowie zrodzil sie pomysl przyjazdu tutaj. Jak juz bylam tak blisko, czemu by nie sprobowac?

Pierwsze spostrzezenia po kilku dniach pobytu:

– syf jest. Chaos, klaksony i tlumy ludzi wszedzie tez. Ale nie na taka skale, jak sobie wyobrazalam. Mowili, ze na Indie nie da sie przygotowac, mi sie chyba udalo. Nie jest o wiele gorzej niz w niektorych miejscach w Kambodzy. Zdechly pies na srodku ulicy, otwarte studzienki, z ktorych bije gownem to codziennosc. Koszy na smieci nie ma i jedyna opcja jest rzucanie ich na ziemie gdzie popadnie, ale codziennie wczesnym rankiem ulice sa sprzatane, co mnie bardzo zaskoczylo. Wybierajac sie na spacer o 7rano mozna wiec zobaczyc czyste Indie :)

pierwszy widok po wyjsciu z lotniska- krowska

…ale wiecej jest takich- to koza chyba?

uliczny szalecik

i sciany obok niego

a gdzies posrod tego syfu…

– autobusy sa kolorowe i zdezelowane, w kazdym z nich pracuje „biletowy”, ktory przed kazdym przystankiem wychyla sie przez i tak zawsze otwarte drzwi i na jednym oddechu wykrzykuje przebieg trasy danej linii. Bywa, ze autobus zatrzymuje sie na srodku ruchliwego skrzyzowania i ludzie wysiadaja, a cala reszta trabi i sie wkurza :)

nie ma opcji, e ktos nie wsiadzie, w koncu pojemnosc autobusu to zawsze n+1

– poza autobusami sa tez zolte taksowki, riksze, i to czesto riksze a’la Flinston! Napedzane sila miesni, niezle zdrowie musza miec ci kolesie, bo zasuwaja po ulicach (czesto na bosaka!) z predkoscia swiatla ;)

riksza zmotoryzowana

…i „biegana”

swiat widziany z rikszy

– jedzenie jak do tej pory re-we-la-cyj-ne! Nie zdarzylo mi sie jeszcze jesc dwa razy tego samego. Ostre nie jest, ale ponoc w Bengalu (stan, w ktorym jestem) wyjatkowo kuchnia ma malo chilli. Poki co jadam tylko w knajpkach, co i tak drogie nie jest, na ulicy sie jeszcze nie odwazylam. Zoladek powoli i z malymi komplikacjami przyzwyczaja sie do nowych smakow. Nie trafilam jeszcze na nic, co by mi NIE smakowalo.

– maja tu SLODYCZE! :D W Azji Pd-wsch. juz prawie zapomnialam, jak smakuje prawdziwa czekolada, tutaj jest nawet Cadbury i cukiernie na kazdym rogu :D poki co moj ulubiony deser to „kalamand”, czyli jakis taki twarozek zmiksowany ze skondensowanym mlekiem

drugie sniadanie- czekoladowe ciacha i jogurtowe lassi

– ludzie maja piekne, grube, geste i blyszczace, kruczoczarne wlosy. Maja ogromny wybor kosmetykow za tanioche. Himalaya Herbals, ktore w Polsce sa dosc drogie, tu mozna dostac za 3-4zl za spora butelke np. szamponu. Choc nie polecam tej firmy- wbrew nazwie, ich kosmetyki z natura maja niewiele wspolnego- wiekszosc z nich zawiera szkodliwe parabeny

– w niedziele pozamykane jest prawie wszystko. Ja przylecialam do Kalkuty wlasnie w niedziele i nawet bankomaty byly nieczynne, a ja nie mialam nawet glupich 40gr na autobus do miasta; na szczescie spotkalam chlopakow, ktorzy pozyczyli mi kase przynajmniej na dojazd do centrum i jedzenie

– wiekszosc miejscowych jest niesamowicie pomocna i bezinteresowna! Nawet taxowkarze sa mniej nachalni niz kierowcy tuk-tukow czy motorkow w innych krajach. Tylko na lotnisku biegli za nami przez kilka minut, mimo, ze od razu kategorycznie mowilismy, ze NIE chcemy taxi, ale w Wietnamie i Kambodzy bywalo gorzej.

No i wszyscy, nawet prosci ludzie (no, w najbiedniejszych dzielnicach z tym troszke gorzej) mowia super po angielsku, w koncu to jeszcze nie tak dawno byla brytyjska kolonia. Angielski znac musza, bo wiecej szyldow na ulicach, gazet, nawet menu w bankomacie jest tylko w tym jezyku, rzadziej po bengalsku.

– zebrakow jest duzo, ale nie sa natarczywi; na bazarze na ulicy rozstawione jest stoisko z pluszakami i innymi zabawkami, a naprzeciwko lezy czlowiek ze zmasakrowanymi nogami i jeczy, zebrzac. Czasem dzieciaki biegna za nami, zadajac dwoch rupii (troche ponad 10groszy) albo butelki wody, ale na ogol ciesza sie, jak zamiast tego chwile sie z nimi pogada. Jest tez troche nawiedzonych i innych oszolomow, siedzacych na ulicach i recytujacych mantry, a takze oblakanych- tych akurat czasem strach sie bac.

wielu z nich mieszka na ulicach

– czasem czuje sie troche jak zwierze w zoo, faceci obserwuja mnie, jakby nigdy wczesniej bialej kobiety nie widzieli, co jest w sumie zrozumiale; witaja sie i zagaduja, ale na ogol sa sympatyczni; na dzielni, w ktorej mieszkam, dali mi xywe „italiana” ;) Pare tylko razy zdarzylo mi sie, ze mnie dotykali, ale stanowcze „won” w takim przypadku pomaga. Zmienia sie to kompletnie, kiedy ide ulica w meskim towarzystwie. Wtedy zagaduja do chlopakow, a mnie jakby nie widza i kompletnie ignoruja. To tlumacze sobie faktem, ze w Kalkucie wiekszosc mieszkancow jest muzulmanami (w czasie wojny z Pakistanem przybylo tu duzo uchodzcow z pobliskiego muzulmanskiego Bangladeszu), a ci kobiet za bardzo nie szanuja.

sporo ludzi tu farbuje wlosy albo brode na czerwono

– zdjecia! To temat zabawny. W niektorych dzielnicach Kalkuty turystow nie ma wcale a wcale, jestesmy wiec sensacja, pojawiajac sie tam. Czesto faceci widzac aparat sami podchodza i prosza nas o zrobienie fotki z bratem, ojcem czy dzieciakami. I pozuja cierpliwie, dumnie wypinajac klate. Albo chca foto z nami, bo to przeciez taki zaszczyt, mile to :) Bywa tez, ze podchodza do nas i perfidnie, bez zadnego pytania celuja w nas z bliska swoimi komorkami, obfotografowujac z kazdej strony. Kobiety sa bardziej niesmiale, czesto nawet nie zgadzaja sie na zdjecie, jesli sie pytamy.

no to pozujemy!

mix religii i pogladow politycznych

sa i Żydzi

widok z okna hotelu jest calkiem przyjemny, ale…

same hoteliki sa faktycznie obskorne do granic mozliwosci- jak rozejrzec sie po scianach, widac, ze nie tylko mi pokoj skojarzyl sie z cela wiezienna ;)

P.S. To dopiero jedno miasto, wiec zdaje sobie sprawe, ze cala reszta kraju moze byc inna…

No comments yet

Masz coś do dodania? Wal śmiało!